Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   200   —

adwokat?.. Przyślę pani technika leśnego, to lepiej!
— Niech pan przysyła technika!
— Cóż dalej? — pytał Kazimierz właściwie sam siebie, cały zatopiony w wyszukiwaniu stosunków choćby handlowych między Koroną a Litwą.
— Niech pan myśli o nas... ciągle.
— To przedewszystkiem i nadewszystko.
— I napisze pan do mnie zaraz, co się dzieje na szerszym świecie.
— Napiszę zaraz, choćby jutro, tylko że zatrzymam się kilka dni w Wilnie. Jeżeli to można nazwać szerszym światem...
— Proszę pisać skądkolwiek. Pan sam jest szerszym światem.
W półmroku sali dostrzegł jednak Kazimierz po zmianie twarzy Krystyny, że się zarumieniła. Chwycił z rozkoszą ten rumieniec dla siebie.
— Wykonam rozkaz sumiennie. A pani mnie odpisze?
— Dokąd?
— Do Wilna, do hotelu ***. Podam adres do Warszawy i do Ziembowa, majątku mego ojca. Wymienię to wszystko dokładnie w liście.
— Niech pan zaraz powie. Ma pan ołówek?
Kazimierz dobył z kieszeni kartę i napisał na niej wszystkie trzy adresy. Krystyna wzięła tę kartę i przyglądała się jej, jak nowemu