Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   190   —

— To według wuja człowiek powinien mieć tyle dumy, ile pieniędzy?
— Nie mówię. Ale zawsze trzeba mieć jakąś zasadę do takich wysokich manier. Inaczej popada się w śmieszność.
Kazimierz stracił cierpliwość:
— Więc pani Krystyna, dlatego że jest Sołomerecka, że się urodziła i wychowała w dostatkach, że jest sierotą i wdową, że ktoś ją okradł — nie wiem jeszcze dokładnie, kto i jak — że szwagier raczył się zająć jej interesami, dlatego ona nie ma prawa czoła nosić wysoko, chociaż jest piękna i jasna, jak dzień, i nikomu nie ustępuje w rozumie, ani w wartości moralnej?!
Pan Apolinary spojrzał na Kazimierza ze szczerem zmartwieniem:
— A tośmy się wybrali do tych Rarogów! Pan Kazimierz wyjedzie stąd zaręczony! Ale czy tak, jakby należało? czy tak, jakby rodzice twoi pragnęli? To kwestya, dobrodzieju mój.
— Proszę wuja, nie wiem, czy mnie wuj ma za wartogłowa, ale ja nim nie jestem. Nie zaręczyłem się, ani mowy o tem nie było. Cokolwiek zaś po głębokim namyśle przedsięwezmę, rodzice moi o tem się dowiedzą i sami osądzą.
— Masz racyę: rodzice przedewszystkiem.