Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   183   —

jak Polacy. Ta nowa sprawiedliwość dąży chyba do tego, aby kraj rozdzielić na plemiona, aby je osłabić i wszystkie razem rzucić potem w objęcia Wschodu.
— Któż to powiedział? — rzekł Chmara wyniośle, dotknięty i tonem, i konsekwencyą dyskusyi.
— Powiedziała sama teorya, której pan broni. Jeżeli my tu zginiemy, Polacy, zginie cała Litwa.
— Albo się zastosuje do nowej ewolucyi słowiańskiej, której pan nie docenia.
— To dla mnie równoznaczne.
Chmara powstał, powstali i inni, mocno zelektryzowani. Od czasu jak Rarogi Rarogami, nie pamiętano, aby kto tak śmiało stawił czoło wielkiemu Chmarze.
Towarzystwo się zmieszało, udając salonowe ożywienie, ale zaczęło zaraz życzyć sobie dobrej nocy. Rokszycki oświadczył, że wyjeżdża do Wilna, o ile można, pierwszym pociągiem, gdyż obrachował się z czasem i musi śpieszyć. Chmara udawał gościnnego, ale zamówił konie na trzecią z rana, gdyż pociągi odchodziły ze stacyi wczesnym rankiem, lub dopiero wieczorem.
Gdy Rokszycki, żegnając damy, powtórzył, że wyjeżdża dziś w nocy, księżna Zasławska z wytworną grzecznością z nim się pożegnała:
— Niezmiernie żałuję, że tak krótko mia-