Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   169   —

— Inaczej byłaby głupia — odrzekła księżna — bo uczciwości zawsze nabyć można.
— No, nabyć?..
— Zależy od nas; a piękność nie zależy. Zresztą, wszystkie kobiety są »dranie«, jak mówią moi synowie.
Kazimierz pierwszy raz szczerze się uśmiechnął.
— Chciał pan potwierdzić? Może pan. Gdybym to powiedziała komuś mniej inteligentnemu i mniej pięknemu, toby się zgorszył. Ale pan musi to wiedzieć?
Kazimierz skłonił się głęboko, właściwie pochylił się tylko sztywno, aby ukryć swą twarz i uniknąć odpowiedzi. Ale wyprostował się sprężyście i szedł, patrząc przed siebie.
— Pan ma dziki uśmiech, już to pierwszego dnia zauważyłam.
— Daleko już od dzieciństwa, mościa księżno. Świat mi uśmiech skrzywił.
— Wcale nie. Chyba poprawił? Tak pan wygląda bardziej... tryumfalnie, niżby z jakimś dziecinnym wyrazem twarzy. Pan musi być przedsiębiorczy?
— Staram się nim być w sprawach, które Uznaję za pożyteczne.
— A w innych, które pan uznaje za przyjemne, zabawne, albo wątpliwe?
— Staram się być uczciwy.
— To nudne słowo, panie.