Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   161   —

z sumieniem od takich, którzy go nie mają. Prawda?
— Najczystsza prawda, bez zastrzeżeń.
— Więc pan Wiktor Hylzen ma sumienie, tylko się gubi w dyplomacyi. Będzie słuchał naprzykład takich herezyi, jak to księżna Katarzyna potrafi czasem palnąć, i zacznie się tej herezyi przyglądać, przyglądać, zanim powie, że jest przeciwnego zdania. Ale niekiedy człowiek nie ma czasu tak długo słuchać!
— Rozumiem idealnie. Bo też pani i mówi wybornie, nawet o polityce. Jeżeli dojdzie do skutku rada, którą tam księżna poszła wyrabiać, postaram się bliżej poznać Hylzena, zwrócę uwagę i wuja Apolinarego...
— Niech go pan pozna. Są i inni: Assernhof — trochę za lekki, Hieronim Budzisz — trochę za ciężki...
— Niema ludzi idealnych.
— Ale trzebaby zebrać choćby jakieś stowarzyszenie, choćby spisek...
— Ludzi idealnych?
— Ludzi... prawdziwych. Bo męką jest ten fałsz spółczesny. Rozum — to fałsz; cnota — fałsz; dobro ogółu, miłość, religia — wszystko fałsz.
— Pani doznała ciężkich rozczarowań.
— Nie tylko ja. Wszystkich nas, myślących, rozczarowało życie, które płynie, takie podłe! Podejść bliźniego i wyzyskać — to ro-