Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




VII.

Towarzystwo, gwarniejsze po wieczerzy, zajęło znowu wielki salon. Pan Gotard Assernhof siadł do fortepianu i zagrał skocznego walca. Młodzi Zasławscy natychmiast chwycili do tańca pierwsze z brzegu panie i przetańczyli niebawem ze wszystkiemi, które się zgodziły. Nawet Beno wykonał parę kręgów walcowych z matką, ku ogólnej uciesze. Gdy nie mówili nic, lecz kręcili się po salonie, młodzi książęta nabierali właściwego pozoru, sprawiając się zgrabnie i bardziej powściągliwie. Kazimierz Rokszycki zatańczył także parę razy.
Ale głównem źródłem wesołości była sama postać pana Gotarda Assernhofa, który grał i przyśpiewywał melodyę z jowialnym animuszem. Był to ziemianin z Inflant polskich, dobrej tuszy i zdrowej cery. Siwe włosy, strzyżone przy skórze lśniącej czaszki, rozrastały się bujnie potrójnym strumieniem srebra w wąsy i brodę. Zamiast krochmalonego koł-