Strona:Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   27   —

Znowu odmienny powiew przyniósł do Chojnogóry wiadomość o śmierci pani Tadeuszowej Dubieńskiej i o ciąglem wzrastaniu majątku wdowca. Córka wychowywała się w klasztorze. Ale pan Maciej nie mógł już odnaleźć tego serdecznego ciepła, które to uczuwał, to tracił dla niepoprawnego brata; przez ciągle fluktuacye serce zmęczyło się i ostygło. Obecnie rozmowy o stryju Tadeuszu przybrały ten zwrot klasyczny:
— Oby Jerzy nie poszedł w ślady stryja Tadeusza! Inną ma wprawdzie naturę, jest poetą, ale... bez zasad, bez steru, bez gwiazdy przewodniej... jak Tadeusz!
Wyrazy, gdy się je bardzo często powtarza, nabierają ceny, jak stare sprzęty; nie ceny bezwzględnej, ale tego praetium affectionis, które stanowi wartość starożytności, przyzwyczajeń, wygody osobistej.
Że Jerzy widywał stryja w Paryżu, że podobał się staremu Zebri-bejowi i pozostał z nim w stosunkach, wiadomość ta zapadła głęboko w pamięci pana Macieja. Mogło to mieć i dobre strony, ale tymczasem było niepomyślne, zwłaszcza jeżeli Jerzy otrzymywał od stryja pieniądze. Sposoby działania na Jerzego byłyby znacznie utrudnione, może nawet daremne. To też jednocześnie z poselstwem córki do Nizzy, pan Maciej na pisał długi list do Tadeusza, kładąc nadgłówek »tibi soli«, który zapowiadał ważny i poufny charakter odezwy. Przezwyciężył swe wstręty, raz jeszcze otwierał serce bratu w celu ratowania syna. Nad listem tym pan Maciej prześlęczał dwa wieczory.