Strona:Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   25   —

jątkowa pozycya człowieka bez ojczyzny nie pozwoliła wcielić swych pomysłów, zostać ambasadorem lub ministrem. Ograniczył się więc na zdobywaniu sobie środków do zajmującego i wspaniałego życia.
Pan Maciej zapragnął wejść z kuzynem w stalszą korespondencyę. Ale Tadeusz okazał się znowu nieprzyjemnym: nigdy prawie nie odpisywał. Przysłał tylko do Chojnogóry portret swój, rytowany w Anglii, który znalazł pomieszczenie w gabinecie pana Macieja. Dyplomata przedstawiony był na nim w połowie postaci, w mundurze, w fezie, a tak był szczelnie przykryty orderami, że dumna głowa zdawała się spoczywać na trofeach skorupiastych, ułożonych w kształt piramidy. U dołu ryciny widniał herb Dąb, pod hrabiowską koroną między dwiema nieczytelnemi podobiznami podpisów, po angielsku i po turecku.
Pan Maciej wpatrywał się czasem w ten portret z rodzinną tkliwością:
— Co z ciebie jeszcze będzie? Czyś się już zatrzymał, bracie?
W duchu życzył gorąco, aby brat już się zatrzymał. Mogłaby z niego być pociecha i podpora.
Nie widzieli się od wieków. Ostatni raz spotkali się w Wiedniu, gdy Maciej, o pięć lat starszy, wracał ze ślubnej podróży, a Tadeusz grał resztką majątku, wcześnie odziedziczonego, w klubie wiedeńskim. Byli wówczas podobni do siebie fizycznie, choć bardzo różni moralnie. Teraz, sądząc z portretu, zatarło się i fizyczne podobieństwo: Tadeusz nosił krótko postrzyżoną brodę i powagę jakąś obcą, przepolerowaną zagranicą, miał