Strona:Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   16   —

— O! dużo, ciociu. Sama podróż ze służbą, bez dzieci naturalnie, bo na dwa, trzy tygodnie, sama podróż około tysiąca rubli; tam ze trzy tysiące. Tam się trzeba i stroić i płacić za wszystko drogo, bo to kraj wielkiego zbytku, a nie można odróżniać się i wyglądać, jak byle kto.
— Tyle pieniędzy! tyle pieniędzy!... Ale gdyby to odniosło skutek...
— Mnieby także przydało się na zdrowie. Jestem zwykle słaba wczesną wiosną; brak mi tchu, influenza mnie nawiedza. W przeszłym roku mieliśmy jechać na południe, ale skończyło się na Paryżu. Ten rok mamy ciężki; o własnych silach nie moglibyśmy wyjechać.
Rozmowa, rozpoczęta na przejażdżce, rozgałęziła się po południu. Książę Kobryński zapalił się do ratowania Jerzego. Wdał się w bardzo serdeczną rozmowę z Romualdem, a najprzód przyznał mu, że:
— Wy jednak doskonale rozumiecie konia i jazdę. Może nawet wasz sposób traktowania tego sportu jest klasyczniejszy, zgodniejszy z wielką tradycyą.
Następnie starał się dowieść, że on byłby bardzo przydatny w Nizzy. On zna się na kobietach i wie, jak się z niemi obchodzić. Wybiłby z głowy Jerzemu różne urojone obowiązki, zgrabnie wyprowadziłby go ze świata uciech, a oddał w ręce rodziny.
— Co potem z nim poczniecie, jest waszą rzeczą.
Skoro jednak przyszło do wniosku, że trzebaby dać Kobryńskiemu pieniędzy na podróż, Romuald okazał mniej zapału. On sam mógłby też pojechać do Nizzy z siostrą, bez szwagra, jeżeli chodzi tylko o jej zdrowie