Strona:Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   9   —

nie zmieni gruntownie i odrazu sposobu życia, odbiorę mu pensyę.
— Ach, papo! — zawołali prawie wszyscy chórem, a szczególnie ten wyrok podziałał n a Romualda. Zakrył twarz rękoma i siedział tak, jakby go blask sprawiedliwości oślepił. Rozmowa o pieniądzach stała się zaraz poważną.
— Tak, moje dzieci, nie widzę innego sposobu.
Zrezygnowane milczenie przerwał książę Władysław:
— Słyszałem, że Jerzy nie opływa w dostatki, że ma nawet długi, o! niewielkie!
— Słyszałem i ja — rzekł pan Maciej uroczyście. — Długów nie zapłacę. My długów nie zaciągamy, ani ja, ani pan kasztelan, ani ty, Romualdzie, prawda?
— Nigdy! — odpowiedział syn pierworodny z męskiem oburzeniem.
— Tak... Jerzy nie szanuje wcale naszej tradycyi. Trzeba go przemocą wprowadzić na drogę cnoty. Dlatego umyśliłem odebrać mu pensyę.
Romuald odjął ręce od twarzy; siedział posępny, już przekonany o niechybności wyroku ojca. Panna Paulina próbowała błagać:
— Macieju! może na połowę?...
— Nie, Paulinko... Półśrodki nie są nam znane, gdy chodzi o zasady. Próbowałem listownie i przez zaufane osoby nawrócić Jerzego do uczciwego życia; nie posłuchał. Najlepszym tego dowodem jest znowu nieobecność jego na naszym zjeździe rodzinnym. Nawet