Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   95   —

stojącej na brzegu. Wszyscy mężczyźni byli wręcz przeciwnego zdania. Stąd wnosić można, jak wyglądała pani Oleska w jasnej sukni, z dużą woalką, odrzuconą na kapelusz. Wietrzyk tylko bezstronny, muskając po świeżej twarzy, chłodząc gorące jej ciemne oczy, znajdował przy tych zajęciach wdzięczną rozrywkę.
— Czy to mąż tej pani? — zapytał d’Anjorrant Dubieńskiego.
— Nie, krewny tylko. Pani Oleska jest wdową.
— Przedstaw mnie pan.
Margrabia słuchał informacyi o pięknej nieznajomej z grzeczną pogardą, która była stałym wyrazem jego twarzy; lekkie tylko drganio około ust znamionowało niecierpliwość lub ciekawość. Wsiadł pierwszy do łódki, przewożącej towarzystwo na ląd.
Ponieważ wymieniono już z daleka ukłony, Fabiusz oczekiwał na lądzie zbliżających się mężczyzn, a twarz pani Oleskiej pokryła się widocznym rumieńcem, który namalować tak naprędce mogła tylko młoda krew na bardzo delikatnej skórze. Przedstawienie d’Anjorrant’a odbyło się naturalnie, niby mimochodem. Kobryński poczuł się trochę dumnym, że zna panią Annę. Słuszka zapoznał się także i zanim obmyślił program wychowania nowej pupilki, milczał. Wkrótce spotkały się znajome panie, a mianowicie księżna Teresa z panią Anną, zaczem wypadło przedsta-