Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   312   —

byłem zresztą zawsze zdania, że to nie dla polskiej księżniczki partya.
— Pozwól pan, panie Włosek — zaczął Kersten jedną ze swych ortograficznych poprawek...
Ale cokolwiek mówił i mógł powiedzieć Kersten, było już Dołędze obojętne; miał go ostatecznie dosyć. Oddalił się i nie wysłuchał poprawki, która przez to samo dla niego przepadła.
Pewnego dnia spotkał na wystawie Arnolda Hellego, siedzącego w restauracyi, niepokaźnie. przy szklance piwa. Ukłonił mu się zdaleka, ale Helle go zaczepił:
— Cóż to, panie D., nie chcesz mnie pan znać?
A gdy Dołęga zbliżył się i usiadł przy stole posłyszał dalsze przyjazne wymówki:
— Nie widać pana, nie zachodzisz pan do znajomych.
— Bardzo zajęty byłem temi czasy.
— Nawet się pan wymizerowałeś. Praca w upały cięższa. A jakże tam sprawa szos? Cóż projektorowie przywieźli?
— Tymczasem niewiele — odrzekł Dołęga — dużo obietnic.
— A pan się spodziewałeś czego naprawdę? Ja sądziłem, żeś pan w innym celu wysłał ich na spacer, bo z własnym i ważnym interesem takich się nie posyła.
Twarz Hellego skurczyła się w maskę starego fauna, oczy błyszczały złośliwie. Dołęgę to ubodło