Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   202   —

adresowany do córki. Nie wiedząc, jak do ciebie trafić, prosił mnie. Nigdybym się nie podjął tej misyi, tylko ponieważ Hellego potrzebujemy...
— Na co go potrzebujemy...
— Do sprawy szos.
— Brawo! sprawa szos! Trochę mi już obrzydła, przyznam się. Słucham więc dalej.
Dołęga zesztywniał także pod wpływem niespodziewanego chłodu słów Zbarazkiego.
— Podjąłem się więc pokazać ci ten list i zapytać, co o tem sądzisz.
— Czy pan Helle żąda odemnie zadośćuczynienia za twojem pośrednictwem?
— Nie — odrzekł Jan spokojnie. — Wiesz, że nie mógłbym być sekundantem Hellego przeciw tobie. List i tak musiał ci być doręczony, więc ci go przywiozłem. Myślałem, że nasze stosunki załagodzą to drażliwe poselstwo.
— Dziękuję ci — rzekł Andrzej sucho — namyślę się, co mam uczynić.
Nastała chwila, jedna z najprzykrzejszych: zgrzyt struny urzędowej w harmonii dwóch przyjaciół. Przestali mówić o liście, posiedzieli jeszcze kwadrans i rozeszli się.
Nazajutrz już Dołęga był na łąkach, gdy spostrzegł. Andrzeja zbliżającego się konno. Pokrewieństwo tej sceny z niedawnym przyjazdem Halszki uderzyło Jana i ucieszyło, zwłaszcza, że Andrzej miał już swój zwykły wyraz ujmujący. Zsiadł z ko-