Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   196   —

sze, najczęściej powtarzane, są największe, bo zawierają w sobie wszystko. Gdyby jednak pani chciała z kilku odpowiedzi, które się nasuwają, wybrać jedną i powiadomić mnie, — na co pani chce użyć życie?
Halszka odpowiedziała nieśmielej, niż kiedykolwiek:
— Może.... — na kochanie?...
Dołęga zerwał się z krzesła i mówił z zapałem:
— Pani! wymówiła pani słowo najmądrzejsze, jedyne. Tak jest — na kochanie. Jako kobieta — na kochanie mężczyzny, na danie mu szczęścia i siły, na pójście z nim razem przez życie, jakie będzie, dobre, czy złe, wyrozumiała na jego upadki, ale wymagająca przy jego podniesieniach się i wzlotach. Jako Zbarazka — na kochanie ziemi, która was wydała, was i waszą wielkość. Bo cóż to jest wielkość imienia? Zasoby, to jest to, co ta ziemia wam dała; zasługi, to jest pamięć tego, co wy oddaliście tej ziemi. Ale nie oddaliście jej dosyć: wy zawsze będziecie więcej dłużni krajowi, niż on wam. I nie tylko zbierać owoce zasług przodków, ale nowe zaszczyty zyskiwać powinniście przez nowe zasługi, przez ciągłe kochanie. Więc na waszej chorągwi trzeba wypisać hasło: czynnie kochaj kraj! Wtedy tylko będzie powiewała z tej baszty dumnie i — słusznie.
— Pan dba o naszą chorągiew? — spytała z pałającem i oczyma.
— Dbam, jak o swoją, bom także wasz krewny