Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   195   —

chwilą mówiłem, co go różni od zwierzęcia. Potem — człowiekiem żeńskiego rodzaju; dajmy na to, że odłożymy na później prelekcyę o zadaniu kobiet. Następnie — przewrócę porządek odpowiedzi — jest pani Zbarazką. To coś znaczy; trzeba znać historyę dawną, żeby wiedzieć, z czego to powstało i co znaczyło; trzeba znać i śledzić historyę współczesną, żeby dojść do wniosku, co to znaczy i znaczyć może. Wreszcie, jest pani Halszką, czyli nie którąkolwiek ze Zbarazkich, ale indywidualną częścią rodziny i samą sobą.
— To rozumiem, ale cóż tu jest do objaśnienia? Powiedział pan dłużej to, com powiedziała krócej.
— Tak jest, ale wynikło z tego zastanowienia się już parę rzeczy, choćby to, że trzeba znać swoje dzieje.
— Prawda — rzekła Halszka.
— I jeszcze co innego. Powiedziała pani: jestem kobietą, Halszką Zbarazką. Żeby to znaczyło naprawdę to, co znaczy, trzeba istotnie być kobietą, i Zbarazką, trzeba mieć prawo to powiedzieć. Gdyby pani nie dbała o to, mogłaby taką dać odpowiedź: »jestem niby kobietą, przypadkiem urodziłam się Zbarazką, ale wszystko mi jedno«. Tak pani nie myśli?
— Nie, ale niech pan dalej pyta.
— Na co pani myśli użyć życie?
Halszka zamyśliła się głęboko:
— Takie trudne, ogromne pytanie.
— Ma pani słuszność: te zagadnienia najprost-