Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   186   —

jest możny przyjaciel, dla którego wypada trochę się postarać.
— Ale! — przypomniał sobie Kordysz. — Przysłali nam tymi dniami nowego komisarza włościańskiego. Bardzo elegancki człowiek, po polsku mówi doskonale, zna obu naszych książąt: i starszego, i młodszego, nawet zna i grafa Zellera. Bywały i elegancki człowiek. Mieliśmy mały spór z chłopstwem o serwituty w okolicy głównego Łowiectwa: przyjechał zaraz do mnie, spór rozsądził sprawiedliwie, był na obiedzie, ano i potem trochę się gawędziło o ważnych sprawach. On wiele mówić nie może, bo wiadomo — urzędnik, ale gadał mniej więcej to samo o szosach, o kolei i Zellerze. Tylko, kiedyśmy przejeżdżali temi drogami, gdzie to wszystko m ają urządzić, oglądał słupy okręgowe i rewirowe, i tablice z napisami po staremu. Więc tedy prosił, czy nie możnaby zmienić tych napisów, że to niby grzeczniej byłoby i dla grafa, który drogi oglądać będzie. Nie nakazał, — prosił. Jak myślisz, panie burgrabio... zrobić to dla nich? Bo nawet już i tablice nasze bardzo stare i niewyraźne.
— Cóż administrator na to powiada? — zapytał Marsowicz.
— Et, mówi: wszystko jedno, można.
— Jabym jednak bez wyraźnej woli księcia pana tego nie zrobił.
— A ja sobie tak spekulowałem — rzekł Kor-