Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   187   —

dysz — kiedy nam dobrze chcą zrobić, i my im ustąpmy w tem i owem.
Marsowicz począł przeżuw ać niby coś gorzkiego i chwiać wątpliwie głową. Kordysz, który go znał, wiedział, że ten wyraz jest protestem nieubłaganego konserwatyzmu. Zmienił rozmowę, czyniąc w duchu spostrzeżenie, że stary rezydent jest jednak ciemięgą i pessymistą. Łowczy czuł się młodszym i lepiej pojmującym ducha czasu.


Wieści o wielkich powodzeniach tryumwirów nie ustawały. Dołęga, odrzucając oczywiście bajki, rozsiewane przez mniej oświeconych, otrzymywał jednak wiadomości, które potwierdzały jego nadzieje i wzmagały otuchę. Administrator odebrał list od księcia Janusza, donoszący, że plan pana inżyniera Dołęgi będzie prawdopodobnie zatwierdzony w całości z małemi zmianami, spowodowanemi przez budowę kolei, przecinającej długą linią terytoryum Waru, która to kolej jest już także w zasadzie przyjęta przez władze. Następowały liczne instrukcye co do polowania i przygotowań na przyjęcie grafa Zellera. Książę polecał zakomunikować ten list panu inżynierowi Dołędze, jeżeli jest już w Warze, przepraszając go, że nie pisze osobno z powodu nawału codziennych zatrudnień.
— Ha, rozruszałem ich, rozruszałem — cieszył się Jan i zacierał ręce.
Połączenie jego projektu z budową kolei mniej