Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   148   —

— Bo widzisz... zaczął mi gadać, że on już naprawdę kocha Polskę, ale tylko... dlatego, że ja w niej jestem. Więc odwróciłam się do Zosi i powiedziałam prędko: »świnia Niemiec«.
— Tak powiedziałaś? ha, ha, ha... ale dlaczego?
— Tak sobie... a potem bałam się, że usłyszał i zrozumiał, więc zrobiłam minę poważną i nie chciałam już z nim gadać.
— Nie zrozumiał widocznie — mówił Andrzej — bo prosił mnie, abym cię przebłagał.
— Przebaczam mu.
— Ale widzisz, moja mała...
— Już raz ci mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał.
— Moja Halutko, nie można tak się zachowywać, kiedy się jest dorosłą panną. Mogłabyś być powodem jakiego zajścia...
— Zajścia?... No dobrze. — A ty, moralisto, jak się zachowujesz z tą panną Helle?
— Jakto: jak się zachowuję? Znam ją, bywam czasem u jej rodziców.
— Kiedy ona się w tobie kocha.
— Skądże ta wiadomość?
— Wszyscy mówią. Nawet Iza powiedziała mi, że to niedobra dziewczyna. Ja tam nie bardzo wierzę Izie, ale przecież ty się z panną Helle nie ożenisz?
— A dlaczego nie?
— Bo to jakaś niemka i mieszczanka.
— Nie masz o tem wszystkiem pojęcia, moja