Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.





XII.
SZEPETA.

Niema chyba na świecie kolei żelaznej tak towarzyskiej, sielskiej, romantycznej, jak ta, która idzie od Kałkun do Radziwiliszek. Stosując się do miejscowych potrzeb i gustów, pociągi nie bywają nigdy pośpieszne, są uprzejme i względne na podróżnych dojeżdżających z opóźnieniem do stacyi; wagony niewytworne mają wewnątrz urządzenie naśladowane ze stajni, ażurowe boksy z otwartym wzdłuż korytarzem; że jednak przewożą nie konie, lecz ludzi obyczajnych i łagodnych, są widownią ciągłego ruchu przez środek i miłych rozmów po kątach. Chyba, że jaki mizantrop weźmie zamknięty przedział klasy pierwszej; uniknie wtedy społecznego gwaru rodaków, ale wpadnie w towarzystwo generała, który niechybnie rezyduje w każdym przedziale pierwszej klasy. Więc ludzie, wyznający zasadę, że podróż po rodzinnym kraju nie jest amerykańskim wyzyskiem siły pary dla pożerania przestrzeni, lecz pouczającą i pełną słodyczy zabawą obywatelską, — jeżdżą drugą, a nawet trzecią klasą. W tych gwarnych wagonach spotyka się nierzadko miejscowego bogacza, który, gdyby chciał, mógłby całą kolej kupić na własność, lecz woli płacić mniej, a widzieć i słyszeć ludzi bardziej zajmujących.
Jeżeli nie spotka się znajomych, lub nie natrafi na ciekawą i oryginalną rozmowę, można z tych wagonów oglądać kraj po obu stronach drogi. Mijają przed oknami bogate lasy, tłuste, wzgórzyste pola, srebrne i błękitne jeziora; wyskakuje z boru dziwaczny zameczek Tyzenhauz,