Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   140   —

front swój z wyniosłą szyją, obfitymi przy dziobie bokobrodami i pierś tak metalicznej bieli, że lśniła pod słońcem, jak polerowane srebro.
— Strzela znowu! — szepnął Michał i wepchnął Lelejkę za pień, sam zaś, napół wysunięty, obserwował pilnie.
Śmignął strzał księdza Stulgińskiego po wodzie; śruty obsypały rzęsiście miejsce, gdzie znajdował się przed chwilą nur, ale już go na wodzie nie zastały. Szybszy od śrutu, zniknął, tylko płynne kręgi znaczyły miejsce ucieczki do głębiny.
Po dobrej minucie wynurzył się znacznie bliżej od wyspy, na dystans ze siedmdziesięciu kroków, i obracając się ciągle, paradował zalotnie świetnem upierzeniem.
— Strzelaj pan! blizko już — szepnął niespodzianie ksiądz Lelejko, pożerając pięknego ptaka oczyma.
— Cicho... — odszepnął Michał — podpłynie jeszcze bliżej... A ksiądz, widzę, także amator?
— Kiedy zwierz chytry, i człowiekowi chytrość przychodzi — objaśnił Lelejko i oblał się ponsowym rumieńcem.
Teraz nur bez widomego powodu czmychnął pod wodę, aż usłyszeli myśliwi plusk, niby głośną czkawkę fali. Zamarli w oczekiwaniu: może spłoszyli go szeptaniem? — — Nie — wynurzył się o czterdzieści kroków od brzegu, w całym splendorze; zwracał uwagę tylko na dubicę, od której się oddalał, nie przewidział zasadzki na zaufanej, rodzinnej wyspie.
Cicho, powoli przyłożył Michał do ramienia strzelbę, mierząc, jak go już nauczyło doświadczenie, w wodę pod nura — i palnął. Wspaniały ptak dał jeszcze raz nurka, ale wypłynął natychmiast przewrócony, nakształt zarękawka o srebrzystym, gładkim włosie.
— Teraz, Kuchta, hul! aport.
Pudel skoczył, jak pocisk, do wody, i niebawem zaaportował nura.
Ale ze zbliżającej się łódki wolał tubalnie ksiądz Stulgiński:
— Cóż to? nagankę ja dla was urządzać będę?! — Pędzę się za nurem pół godziny, a wy mnie jego z przed nosa? — Nie po sąsiedzku, panie Rajecki!
— Broniliśmy własnego życia — odrzekł, śmiejąc się, Michał — śrutem tak w nas plułeś, księże proboszczu, że schroniliśmy się za olchę. A już w przewidywaniu blizkiej a niechybnej śmierci własnej — wolałem nura ustrzelić.