Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie zapytałam nawet jaką, tak mi się to dochodzenie wydało komicznem. Ale opowiedział mi także pan Kamil, że pan źle wygląda i że nieszczęśliwy? — to mnie szczerze boli i dlatego piszę. Bo ja także wcale nie czuję obecnie radości życia, więc może zetknięcie się naszych niedoli przyniesie ulgę obojgu Poco jednak te wszystkie usprawiedliwienia? Piszę do pana, bo taka moja wola.
“Tułam się po Paryżu — nieznośnym. Wszystko, com kochała w tem mieście jedynem: wytworność bez pedanteryi, bogactwo bez dorobkiewiczostwa, dzielność bez fanfaronady — wszystko mi się dzisiaj wydaje tylko kłamliwym afiszem, obiecującym nieziszczalne widowisko... Śni mi się w Paryżu jakaś ogromna kąpiel w samotności, bez domów, ulic, ludzi, bez grobowego okrzyku “La Presse”! Rzeka płynąca przez dziwiecze lasy, niebezpieczna łódka kierowana przez dzikich satyrów, a w łódce... może nas dwoje?..
“Podobno pan mieszka w takim pejzażu? Dosyć chyba powiedziałam, jak na moją dumę i na pańską domyślność?.. Dodam jednak, że poszukujemy z Tomem miejsca wycieczki na lato, innego, niż uniemożliwione przez żydów kurorty. Nie wątpię ani na chwilę, że pana ta wiadomość zelektryzuje, ale posądzam go o meskineryę: odpowie pan, że pierwotność warunków, brak zabaw i liczniejszego towarzystwa, onieśmielają do zaproszenia na taką wieś mnie, kobiety rozbałamuconej przez zbytek. Może jednak zdobędzie się pan na dowcip i zgadnie, że ja właśnie szukam takiej bezludnej przestrzeni, gdzie mogłabym kąpać się naga w słońcu i w ciepłym deszczu...
“Czy powiedziałam za dużo?.. Nie pal pan jednak tego listu, opraw go w ramki...