Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trudności rozwodowe? — dodała przez wzgląd na naiwność Reni.
— A ja jestem pewna — mówiła Renia zapalczywie — że to zła baba. Już ja takie widziałam.
— Gdzież to, naprzykład?
— A naprzykład żona ogrodnika, Wasilisa, do wszystkich się śmieje, ze wszystkimi gada po kątach, a ogrodnik chudy, smutny, jak pan Kotowicz.
— To mąż, a przecież pan Kotowicz nie żonaty.
— Wszystko jedno. Tak wygląda ten, co chce większego kochania.
— Może masz rację, Reniu — westchnęła Marcelka, stosując to do siebie.
Ale nie miała tej pociechy, że schudła z zawodów miłosnych: owszem, przybrała trochę nadto tuszy w ostatnich czasach, wbrew teoryi, a dbała bardzo o swą piękną figurę.
Wtem Renia znalazła w gąszczu swych pomysłów projekt niespodziewany:
— Wiesz co, Marcelko? Pan Kotowicz byłby doskonałym mężem dla ciebie: ty trochę pełna, on chudy, mielibyście dzieci w samą miarę!..
— Co ty pleciesz, Reniu?!
— No, bo dzieci są zawsze podobne trochę do ojca, trochę do matki.
— Ależ nie wychodzi się za mąż tylko dla dzieci!.. przecie życie całe we dwoje... Et, komik z ciebie, Reniu! — rozśmiała się i ucałowała siostrę.
Nie zgadła jednak, że Renia doszła do tego pomysłu, tłumiąc swoją gwałtowną zachciankę, że ofiarowała siostrze to, co miała najdroższego w tym poranku — Edwarda Kotowicza.
Bo ten wytworny, grzeczny, chudy (właśnie chudy! wychudzony przez złą kobietę) sąsiad zajął ją nadzwyczajnie. Nie wiedziała odrazu, co ma