Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sanchez Toledo?... bardzo dobra rodzina. A pojechał za nią?... no, bośmy się wszyscy trzymali w jednej paczce. Myśmy wrócili do kraju, on pozostał — to naturalne.
— Et, gadasz! Wiedziała przecie w jakie ja wpadłem tarapaty, wiedziała jeszcze więcej... I wyjechała na przejażdżkę po Hiszpanii, bo ją namówił ten markiz! To niegodne.
— Prosiła nas przecie, żebyśmy razem jechali.
— Jakże, skoro musiałem powracać do siebie? Mówiłem jej o tem.
— Nie skombinowała, Edeczku. Ona jest niepraktyczna, nie widzi ziemi, po której stąpa... “wygnanka z raju”, jak ją dobrze nazywa don Alfonso, choć go nie lubisz. Istota prawie bezcielesna...
— Ona bezcielesna? — parsknął nagle Kotowicz spazmatycznie — ta kobieta, gdy wpadnie w szał, gra na nerwach całe symfone zmysłowe!... Jakaś Afrodyta nubijska...
— Aa, nie wiedziałem — wtrącił Werda zaskoczony przez to wyznanie.
— Poczekaj, nie myśl, żebym ja z nią... Gdzież tam!...
Zawahał się na chwilę, poczem przemówił, przysuwając się do Kamila:
— Liczę na twoją dyskrecyę, Kamilu i lepiej powiedzieć wyraźnie, niż niedomawiać. Więc wyobraź sobie: na pięć dni przed tym jej wyjazdem, kazała mi przyjść do siebie wieczorem. Mąż wyjechał gdzieś na parę dni, gości nie było dosłownie żadnych — byliśmy we dwoje. Przywitała mnie bardzo mile, cała drżąca, z nozdrzami chodzącemi, jak różowe skrzela. I zapowiedziała, że chce mnie uczynić coś bardzo wyjątkowego, po-