Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Było kilka łódek do wyboru; jednak towarzystwo wybrało sobie z rozpędu dwie; największą i najmniejszą. Wielka posiada załogę: dwóch wioślarzy i sternika, nawet maszt z żaglem. Do tego statku rzucili się zaraz młodzi Dowbuttowie, jeden do steru, drugi do wiosła, i zapraszali ochoczo pannę Marcelę Oleszankę, która niebawem zgdoziła się. Wszedł tam jeszcze jeden pan z żoną. Próbowano nastawić żagiel, ale nie było wiatru. Łódź z ośmiu osobami posunęła od brzegu o sile wioseł.
Renia zaś skoczyła do małej łódki z jednym wioślarzem. Wahającego się Kotowicza Sas przynaglał:
— Nie dajże się wyprzedzić! Widzisz, że biegnę na usługi panny Reni!
Edward wsiadł zatem pośpiesznie do małej łódki i umieścił się za wioślarzem, zwrócony twarzą do Reni, która siadła w drugim końcu. Ale łódź była tak lekka, że dwaj mężczyźni nadto ją przeważali na jedną stronę — Renia siedziała jak na wzniesionym końcu huśtawki. Spróbowali oboje, Renia i Edward, usiąść obok siebie na ławeczce — było zaciasno. Przewoźnika nie można było odsunąć od miejsca przyrządzonego dla wioseł.
— Łódka jest na dwie osoby — zawołała Renia — niema rady... ja umiem wiosłować, powiozę pana!..
— To już niech mnie będzie wolno objąć wiosła — odrzekł Edward — mnie także nie pierwszyzna; pływałem nawet po morzu.
Więc wyproszono z łódki przewoźnika i Edward siadł przy wiosłach, Renia na ławeczce naprzeciwko.
— Dokąd pan admirał każe? — zapytał Edward.