Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sprawę, ile będzie obok. Przeznaczam na sprzedaż do 40,000 sztuk sośniny i 5,000 dębów.
— Wasza wola — odrzekł kupiec z bolesnym uśmiechem. 45,000 pni w lesie znaleźć — znajdzie się, tylko już trzebaby brać drągowinę, żeby do takiej cyfry dopełnić.
— Niech pan obejrzy — rzekł Kotowicz cierpliwie, pomimo, że Demian prawił rzeczy wprost ubliżające puszczy.
— Obejrzeć to można, tylko to nie dla mnie interes.
— W takim razie...
Kotowicz rozkrzyżował ręce gestem, oznaczającym albo niemożliwość, albo wyproszenie za drzwi.
Ale Demian nie ruszył się z miejsca, mrugał tylko, patrząc na Kotowicza przemyślając, z jakiej strony najłatwiej go objechać.
— A może “wasze wysokorodje” chcieliby większy interes zrobić?... całe Turowicze sprzedać? — — Ja i do tego ochotnik. — Milionik dam.
Ta niespodziewana oferta poruszyła Kotowicza. Milion — to było już wyzwolenie zupełne! Krew mu nabiegła do żył na skroniach, ale się pochamował, obejrzał paznokcie i wycedził przez zęby:
Tymczasem mam na sprzedaż wybór sosny i dębów, jak mówiłem.
Kupiec rzucił żywe spojrzenie w stronę Juchniewicza, jakby chciał zawołać: “cóż mi pan zatem mówiłeś?” — ale Juchniewicz siedział, jak mumia, z przymkiętemi oczyma.
Pożegnano się tego dnia. Nazajutrz Demian poszedł jednak do lasu, aby obejrzeć wycechowane sztuki. Wieczorem zjawił się znowu we dworze i zapytał, niby nawiasem o cenę. Gdy Kotowicz odpowiedział, że sprzeda na kubiki według cen kijo-