Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kłócił się z Morozem, włóczył się bez zajęcia i zaczął okazywać pewną protekcyonalną wyrozumiałość Kotowiczowi, jako spadłemu z etatu europejskiego eleganta na poziom wiejskiego “dziedzica”. Niecierpliwił Edwarda i przypominał mu złe czasy. Wyjechał z Turowicz, a przy usłudze osobistej Edwarda pozostał wyrostek miejscowego pochodzenia, codzień zgrabniejszy i ilekroć tańszy od Karola. Gdy przyjedzie Teo, weźmie się do dworu drugiego kandydata ze stajni cugowej i pożyczy się jeszcze kogoś od poczciwego Sasa, który w szystko ma do ustąpienia sąsiadowi. Gdy przyjedzie Teo...
Ale tym czasem jeszcze nie przyjeżdża; można tu wykonać swobodnie różne zamiary gospodarcze i towarzyskie.
Wypadało koniecznie oddać wizytę Sasowi. Wypadało niemniej regularnie odwiedzić Oleszów nietylko o wschodzie słońca, z okazyi polowania. Żałował Edward, że go ominął widok Oleszanek, zabłąkanych z powodu deszczu do Turowicz. Moroz mu opowiadał całe zajście ze szczegółami — byłoby dużo zabawniej widzieć obie panny we dworze. Zwłaszcza gdy wyobrażał sobie Renię rozczesującą swe piękne włosy przed lustrem w jego sypialni, sprawiło mu to miłe wzruszenie. — — Ale, czy pod wpływem niedawnej rozmowy z Sasem, czy przez uczciwość rycerską, sam sobie zakazał snuć jakieś wizye zmysłowe, dotyczące tego... szanownego dziecka. Zresztą, gdyby ją osobiście przyjmował w Turowiczach, nie wszedłby z nią razem do sypialni, a przedewszystkiem — onaby tam nie weszła. Zatem scena oglądania Reni przy gotowalni, była ze wszech miar nieprawdopodobną.
— To jednak nie jest pospolita dziewczyna — rozmyślał Edward. — Sas, gdy o niej mówi, chce