Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzawki, podpatrzyła wszystkie jego “prymiety” i opisanie w “żurnał” podała. Tam O wierozubie czytać może, kto nie wierzy.
— Jakże ty jego dostał, Janku, kiedy on taki wielki i twardy?
— W “sieżę” on zaplątał się... Młody był, nie sam ten wielki... i puda nie ważył.
— A stary tak ile? pudów dwa?
— Jego i wiedzieć nie możno, bo nikt jego nie złowił. On i kaczkę połknie, i wydrę — a ludzkie mięso strach, jak lubi!
— Tak u nas w Ptyczy takich niema. Ja swoją rzekę do dna znam i sto wiorst po niej jeździł, i w Prypeci był — odrzekł Halimon, markotny, że mu Szlaha opowiada dziwy rybackie nieznane, więc go ma za fryca, albo okłamuje.
— Mało co ty nie widział, Halimon. Wierozub rzadkość, a “koli” rzadkość, tak dlatego, żeby nie każdy “cielepiej” jego spotkał.
Na ten argument nie znalazł Halimon odpowiedzi. Po chwili znowu zagadnął Szlaha:
— A “krukodzieła, — znajesz?”
— “Nie znaju!” — odrzekł rybak gniewnie.
— “Jonże” ogromna jaszczurka, jeszcze większa u nas rzadkość, niż wierozub. A taki jednego w Pińskich błotach widzieli. Sprawnik, polując, na jego natknął się śpiącego w błocie, pomyślał: kłoda leży. Butem trącił, aż kłoda jak odkryje paszczę zębatą na sażeń, jakżeż zamknie ją potem — sprawnikowi nogę z butem chwyciła, tylko, że między dwa zęby but “popadł”, a bosą nogę sprawnik pospiał wytaszczyć.
— Aa? — zawołał Halimon zahypnotyzowany.
Sprawnik do gubernatora podał raport, jako “złoumyszlenniki” i katolickie księdze na jego “kru-