Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nastawił prostopadle i skłębił się cały do skoku — — Usłyszał oburzający w puszczy głos ludzki. Błysk jeden płowy przekreślił polankę pochyło z góry na dół, zadrżała gałąź dębu i opadł z niej wiórek kory zdarty sprężystym pazurem — a ryś już zasuwał się, jak wąż, w nieprzeniknioną gęstwinę.
W tej chwili odezwał się na rzece Halimon, rybak do Janka Szlahi:
Każe, zwier paszou?
A czort s im! Strelby nie mojesz, tolko trehubicu. Zaciahaj, Halimon!
Halimon, wysoko podkasany wyszedł z łódki na płytkie miejsce przy brzegu i ujął jeden koniec przyrządu rybackiego, zwanego trehubicą, złożonego z trzech płatów sieci, z których dwa wielkookie, jeden środkowy drobno jest wiązany. Szlaha, oddalając się od brzegu razem z łodzią, ciągnął drugi koniec sieci w poprzek rzeki. Gdy rozwinęli trehubicę i zagrodzili nią część szerokości rzeki, obaj wyszli na brzeg i legli na trawie. Flis Szlaha był obecnie bez roboty, ale zasłyszawszy, że będzie wkrótce drzewo z Turowicz do spławu, przyjechał tu, aby się zgodzić o przewóz. Tymczasem spotkał kuma Halimona, który się wybierał Ptyczą na połów ryb, głęboko w puszczę i zabrał się z nim, bo i upał był tak rozbierający, że nie chciało się iść do administratora na wywiady i na targi.
— Na noc ty, Halimon zastawiasz trehubicę, czy dzisiaj łowić będziesz?
— Popatrzym, jeżeli ryba pójdzie gęsto, tak zaraz. Ale nie myślę. Wczoraj próbował pędzić rybę bołtem — nie szła. Musi trzeba będzie przez noc poczekać. I gdzie ciapier Bóg wielkiej rybie miejsce naznaczył, nie czuwać. Ze wszystkiem od nas wyprowadziła się.