Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A jednak jszcze się kochasz, panie Justynie, nie tylko tam w swoich fotografiach, ale i w młodszej Oleszance.
— Wymyślił też! — odrzekł Sas z dobrodusznem oburzeniem. — Toż mówiłem, że gdybym, taką spotkał był w swoją porę, inaczej poszłoby całe życie. Nie byłoby w niem tyle tam... fotografii, jak mówisz, tylko jedna — kobieta. — — A takie życie, póki jest, dobre — — —
Powstał lekko i szybko, jakby za sprawą cichej sprężyny i pokulał aż do otwartego okna:
— Ot, obacz lipy kwitną! jaki zapach miodu — —