Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Żartujesz, panie Edwardzie? Stary przyjaciel rodziny! Ośmielam się ufać, że nie obcy i panu?
Wyciągnął do niego zdrową swą rękę i przyłożył jeszcze biedne palce chorej. Serdecznie oddał mu uścisk dłoni Kotowicz i pomyślał, że są dobrzy ludzie w tych stronach, stali w przyjaźni, przenoszonej aż z pokolenia w pokolenie.