Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   62   —

Powstał i oddalił się z Krysińskim.
Nikt nie chciał stać na miejscu. Pani Adela zakomenderowała energicznie:
— Jeden z pomiędzy nas jest w najgorszem położeniu: to pan Adam, jako najmłodszy z mężczyzn i zapisany do wojska. Niechno mistrz pozwoli, mam mu coś do powiedzenia.
Wzięła go pod rękę i zaciągnęła do ogrodu. Zaraz zaczęła mówić szybko:
— Pan tu nie w swoim okręgu... Nie trzeba się pokazywać... Już niech mnie zaufa.
Gdy się tamci oddalili, Tadeusz i Zofja spojrzeli n a Celestyna, który w niemej rozmowie z samym sobą wykonywał jakąś gimnastykę: energicznie obciągał kamizelkę, brał się pod boki i sapał marsowo. Gdy spostrzegł, że zwraca uwagę, zaczął się tłumaczyć:
— Mnie nie wezmą. — — Kiedym stawał, wybrakowali mnie galopem: „idicie k’czortu!“
— A pan tak się wyrywa do wojska? — uśmiechnął się Sworski.
— Naturalnie! Cóż robić podczas wojny, żeby być w życiu, nie obok życia? Jest pokój, to człowiek musi być pokojowy. Ale kiedy stan wojenny staje się normalnym, obowiązującym... no jakże?
— Niewiadomo jeszcze jaka wojna — kto z kim? — za jaką sprawę? — powątpiewał Sworski.
— Zawsze się tam znajdzie polskie miejsce dla Polaka.
— Tu się z panem zgadzam, panie Celestynie.
Panna Czadowska, ta istota zrównoważona, która na wakacjach nie mając swych zwykłych zajęć, nawet