Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   57   —

— O czem myśli panna Zosieńka?
— Myślę... czy takie regularne połączenie naszych losów byłoby... w naszym stylu?
— Jakto?! przecie nic godziwszego na świecie — przecie wolni jesteśmy oboje.
— Fizycznie wolni. — — Jednak, czy nie ubliżylibyśmy naszym wyższym obowiązkom, naszym wielkim ślubom, gdybyśmy założyli sobie... wspólne gospodarstwo?
Uśmiechnęła się bardzo przyjemnie — zapewne do tego gospodarstwa — jednak cały jej stosunek do realnej propozycji nie zadowolił Tadeusza.
— Doprawdy przestrasza mnie pani ideologja. Dlaczego uczciwy związek małżeński ma przeszkadzać obowiązkom patrjotycznym? — bo chyba o tych pani mówi? — Naród nie składa się z samych zakonników i zakonnic.
— Panie Tadeuszu kochany! — zawołała Zofja żywiej i goręcej — proszę mnie dobrze zrozumieć. Oddanie panu mojej ręki było już i mojem ukochanem marzeniem. Nie wyszłabym za nikogo innego. Myśmy już połączeni nierozerwalnemi więzami.
— A zatem bądźmy ludźmi, Zosieńko, nietylko parą duchów — zawołał Sworski porywczo i wyciągnął do niej pragnące ramiona.
Dała się przygarnąć na chwilę i ucałować w oczy. Oderwała się jednak szybko i rzekła:
— Jedną mam tylko wątpliwość poważną: czy na to pora dzisiaj?