Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   475   —

lament patrjotów z oszczerczym chórem wrogów, którzy radziby Ją pogrzebać rychło po odrodzeniu.
— Widzę — rzekł Sworski uroczyście — że akcja dobrego Ducha Polski zatacza dużo szersze jeszcze kręgi, niż nasz instytut w Bronisławicach. — Niech się przyjmie w wielu miejscach kraju, jak tutaj się przyjęła, a dźwigniemy Polskę ponad Wiek Złoty. Zło obecne samo ustąpi, gdy Dobro będzie od niego dzielniejsze. Źli obywatele, których jest przecie mniejszość, stracą grunt pod nogami, gdy nieodrodni synowie Polski ockną się z drzemki, a wstając do czynu polskiego, wstrząsną i ogarną ziemię. — Podniósł pan wielką chorągiew, panie prezesie.
Rozmowa rozgrzewała się coraz bardziej.przechodząc od realnych porozumień do marzeń zbyt lotnie wyprzedzających dzisiejszość. Opamiętali się dwaj mężowie wtajemniczeni i rozeszli się po serdecznem uściśnieniu dłoni.

∗             ∗

Miał czas trochę ochłonąć Sworski przez kilka kilometrów jazdy z Inogóry do Rudników, jednak skoro tylko powitał Gimbuta, zaczął od gorącej pochwały prezesa Linowskiego. Nie powtarzał rozmowy swojej z prezesem, ani tem bardziej zwierzeń o porozumieniach Linowskiego ze Starym Przeorem, przewidując, że te wywołałyby pewien sprzeciw w inżynierskim umyśle dyrektora, — ale zachwycał się odżyciem energji w starym działaczu. Gimbut potakiwał bez dyskusji i jakby z roztargnieniem. Dopiero, gdy Sworski wspomniał, że ma wiadomości o wędrowaniu po okolicy