Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/475

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   473   —

upodobał sobie najlepiej nauczanie ludu „tego plemienia Piastowego, które Bóg otulił ciszą pracy polnej, aby je ustrzec od zarazy złota i gorączki nieprawych pożądań, a teraz dźwignie je całym łanem na czysty plon, na posiłek, na chwałę Polski“. — Te ostatnie zdania pamiętam dosłownie.
— Pozwoli pan, że zapytam — wtrącił żywo Sworski — czy Stary Przeor był u pana wcześniej, niż Gimbut ze swojemi planami?
— Znacznie wcześniej, około tygodnia. Zacny dyrektor trafił wybornie ze swą poczciwą pracą w moje porozumienia ze Starym Przeorem.
— To wszystko jednak jest zadziwiające! — zawołał Sworski. — Bo pomyślny zbieg okoliczności zdarza się czasem w życiu, ale tu znać jakby preegzystencję jednego najszerszego planu. W dziele, które pan stworzył faktycznie, jest, jak się teraz okazuje, wyraźne natchnienie Starego Przeora. Ale jest i skromniejszy plan Gimbuta, z którym wątpię, aby Stary Przeor zetknął się osobiście. Moja żona zaś i ja nic podobnego nie przewidywaliśmy i nie widzieliśmy też od bardzo dawna naszego dobrego Mistrza — ukazał nam się wczoraj i zniknął. — A przecie w dziele, które wszyscy z zapałem rozpoczynamy, znajdują zadowolenie i moje teorje społeczne o podniesieniu ludu i stałe aspiracje edukacyjne mojej żony. — — To wszystko składa się cudownie.
— Niech pan nie sądzi, panie Tadeuszu, że pierwszy Gimbut skłonił mnie do pociągnięcia obojga państw a do tej pracy. Jest to wasz serdeczny przyjaciel, mówił o Was gorąco — ale ja i z rozmowy ze Starym Przeo-