Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   467   —

towa zawdzięczają swe istnienie wpływom dobrego Ducha Polski — ale żeby ten przechodzień nocny był zaraz Piastem, lub Starym Przeorem? — — Trzeba wyobraźnię trzymać trochę na uwięzi, zwłaszcza przy robotach praktycznych, do których się właśnie zabieramy.
— Mój najdroższy! — odrzekła Zofja żywo — zauważyłam oddawna, że mnie posądzasz o chorobliwe wizjonerstwo. Powiedz mi zatem, czy się przekonałeś kiedy, żeby moje wierzenia, którym ty czasem niedowierzasz, zepsuły mi jakieś roboty praktyczne, co do których zawsze chyba byliśmy zgodni? Czy te wizje, od których zdajesz się mnie bronić, zniechęciły mnie do jakiego obowiązku? Czy może tobie przeszkodziły w jakiem działaniu?
— Co ty mówisz, Zosieńku?! Jabym ciebie krytykował?! Czy nie wiesz, żeś mi najpokrewniejszą istotą na ziemi? Żeś mojem szczęściem jedynem? — Jeżeli czasem staram się osłabić żarliwość twych widzeń, czy wierzeń, to tylko dla ochrony twego spokoju, dla uprzedzenia rozczarowań...
— Jam zawsze spokojna, mój najdroższy — i dlatego spokojna, że wierzę niezłomnie.
— Prawda i to — zgodził się Tadeusz. — — Może ja, starając się przeniknąć twoją psychikę, rozumiem ją wadliwie, sądząc ją według swojej. Mnie rozczarowania doprowadzają nieraz do rozpaczy. Wierzę w Ducha nieśmiertelnej Polski i że On ma na ziemi swych przedstawicieli nieomylnych. Ale gdy długo nie dostrzegę działań, nie usłyszę rad tego Ducha, popadam w zwątpienie i w pesymizm. Dlatego boję