Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   445   —

Wspomniano też o strefie najbardziej godnej opłakania, o Litwie i o Inflantach, gdzie się kultura polska przyjęła najdawniej i najbujniej w dworach i dworkach szlacheckich, nie świecących tyle przepychem, ile wzorową cnotą obywatelską. Pleniło się tam dzisiaj karykaturalne odrodzenie gminu, fabrykowane przez wrogów dla osłabienia Polski, na zgubę plemion od Niej oderwanych.
— Jedyni, którym nibyto dobrze dzieje się na ziemiach wydartych prawym właścicielom — mówił Sworski — to chłopi. Wasi tam, ukraińscy, sami zagarnęli pola dworskie; litewskim rozdano je darmo w dzierżawę przygotowawczą do własności. Przyznać trzeba, że takiej pokusie nie oparłyby się nawet warstwy inteligentniejsze i bardziej uspołecznione. Gdy bezprawie stosowane jest przez rząd i ogłoszone, jako prawo, każdy, który korzysta z tych zarządzeń, poczuje się rozgrzeszonym.
Łabuński patrzył na Sworskiego oczyma zgorszonemi:
— Że też pana tak bardzo obchodzi los tych chamów! Litwinów nie znam bliżej, ale nasze „hady“ niewarte najlżejszego współczucia.
— Jednakże do tych chamów, hadów, a szczególniej do polskich chłopów należy przyszłość.
— Zauważyłem, panie Tadeuszu, że pan wszystko oblicza na wieczność. — A nam potrzeba żyć — dzisiaj i jutro.
— Nasze poczynania musimy stosować do wyraźnie nadciągającej przyszłości — odrzekł Sworski.