Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/435

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   433   —

kuję, panie Adamie, za przyjazną pamięć. Jaki i gdzie ma pan telefon?
Rewiatycki podał aż trzy numery telefonu. Pożegnano się z obustronną okazałością uczuć.
Gdy gość wyszedł, poczęto o nim dyskutować, co się zdarza prawie zawsze, gdy gość nasuwa wątpliwości.
— Widujesz ty tego świetnego majora, Celestynie? — zapytał Sworski.
— Przyznam się Wam jednym... jako ludziom najgodniejszym... że unikam go.
— Dlaczego znowu? — w trąciła Zofja — wesoły, zabawny i nie można mu chyba nic poważnego zarzucić?
— Właśnie, że nic poważnego — odrzekł Celestyn. — Ja wolałbym, żeby on popełnił kiedy jaką zbrodnię.
— Jakto? dlaczego?
— Bo mógłby wycierpieć karę, opamiętać się i poprawić. A z tych swoich wdzięków on się już nie poprawi.
Zaśmiał się szczerze Tadeusz:
— Dobrze go rysujesz! — — Ale straszliwy już z ciebie grymaśnik.
— Pozwól, drogi mój! — Dlaczego on naprzykład nosi mundur? — Przecie on w nim wygląda, jak małpa w ornacie.
— Nie przesadzajmy, kochany panie! Wcale dobrze w nim wygląda.
— Ja mówię pod względem moralnym, pani najdroższa. Że on tam włożył niegdyś mundur sanitarjusza rosyjskiego, aby się wykpić od służby frontowej