Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   40   —

— Więcej, niż krewna, pani hrabino. Towarzyszka w różnych robotach, nawet z więzienia... A krewni jesteśmy przez jednego bardzo starego wspólnego nam prastryja.
— Ten pan jeszcze żyje?
— Różne są o nim wieści to długa historja, Sworski zadumał się nagle i tak posępnie, że pani Linowska nie chciała zapuszczać się dalej w tym kierunku i znowu zmieniła rozmowę, która rozsypała się w pospolitość. Ludzie, nawet najprzychylniej usposobieni, spowiadają się trudno sobie nawzajem przy pierwszem spotkaniu; czynią to tylko dzieci, których miłość bliźniego jest żywiołowa i niezrażona przez obawę szyderstwa.
Zatętniał szybki rytm końskiego kłusa. Tilbury z Bronkiem i panną Czadowską ukazał się w bramie pałacowej. Ze wszystkich stron parku zbiegli się ludzie ku parze wywiadowców.
Twarz panny Zofji była przeobrażona przez silne wzruszenie; oczy błyszczały, ale lica oblekły się w powagę i troskę.
— Nie dopędziliśmy go! — ogłosiła pierwsza żałośnie wynik pościgu.
Bronek zdawał raport rzeczowo:
— Dojechaliśmy do Strużan, według kierunku, który nam wskazał Serwacy. Panna Czadowska chciała jechać jeszcze dalej, ale odradziłem, bo słońce zaszło i niepewne były dalsze wskazówki.
— Więc może wogóle coś się przywidziało Serwacemu? — zapytał prezes Linowski.