Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   36   —

wiecie. — — Kiedy on tak mówi, to pewnikiem święty jest, abo i nie z tego świata...?
Serwacy zaczynał bredzić i osłabił w niektórych wiarę w prawdziwość zdarzenia. Może stary ma gorączkę? Może skłonny do przywidzeń?
Jedyna panna Czadowska, zapominając, że znajduje się w cudzym domu, odezwała się gorąco, prawie nakazując:
— Trzeba zakonnika dogonić!
— Dosiąść koni — zawtórował natychmiast Bronek Linowski.
Reszta towarzystwa nie zapaliła się tak stanowczo, a nawet Sworski zadziwił się, że Zosia Czadowska tak się tutaj rozporządza. Ale ona niedwuznacznie wybierała się sama w tę pogoń.
— Dam pani łatwego konia — proponował Bronek.
— Jabym może i na trudnym pojechała, ale tu trzeba pośpiechu, nie jestem ubrana do konia. — — Może jaka bryczka?
Bronek spojrzał na ojca, gdyż nie miał dowolnych rządów w stajni, tylko używalność dwóch wierzchowców. Prezes odrzekł natychmiast:
— Każ zaprząc gniade licowe do tilbury i jedźcie, jeżeli pani pragnie.
Panna Zofja podziękowała uprzejmie, a Bronek rzucił się do stajni w gimnastycznych skokach.
Po kilku minutach zajechał, powożąc w dwumiejscowym kabrjolecie parą koni znerwowanych przez pośpiech zakładania. Panna Czadowska wskoczyła lekko i usiadła obok dziarskiego woźnicy. Sworski i Gimbut trochę się zaniepokoili o przyjaciółkę, gdyż