Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   37   —

konie drżały i niosły głowy wysoko na wyłabędzonych szyjach.
— Spokojnie, Bronek! Co tu zyskasz na szybkości przy domu, to stracisz za bramą przy hamowaniu koni.
Bronek zaciął tylko wargi, kiwnął parę razy głową upartą i rzekł cicho do sąsiadki:
— Ojciec mnie będzie uczył! — już ja powiozę.
— Niech pan wiezie — ja się nie boję.
Konie obiegły rzeczywiście trawnik podjazdowy szybkim, lecz regularnym kłusem i wpadły w bramę, którą roztworzył Serwacy. Tam się powozik na chwilę zatrzymał; Bronek zapytywał widocznie o kierunek, w którym odszedł Zwiastun. — — Przepadli z oczu.
Opowiadanie Serwacego i wyjazd pościgu rozprzęgły towarzystwo. Służba sprzątnęła stoły. Pogoda duchowa zamąciła się: niektórzy oczekiwali skutku pościgu z ciekawością, a nawet z niepokojem. Wieści o wojnie, choć gminne i niepotwierdzone, obudziły w umysłach zapomniane na chwilę obawy, jak się skończy, lub powikła zatarg europejski, którego pełne były dzienniki. Zmiana nastroju pobudziła ludzi, dotąd wygodnie rozsiadłych, do ruchu po parku. Tylko pani Wela nie miała ochoty produkowania przed nowymi gośćmi swej przechadzki o kijku, utrudnionej 1powolnej, zatrzymała więc przy swym fotelu Sworskiego.
— Co pan sądzi o tem zdarzeniu? — zaczęła pani Linowska.
— Poczekajmy na skutek wywiadu, pani hrabino.
— Co to byłaby za straszna rzecz: wojna europejska! i u nas!