Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   329   —

Wyszli na przedpokój, gdzie spotkali wylęknionych spółlokatorów.
— Na dół wszyscy!do piwnic! — wołała dość przytomnie starsza właścicielka mieszkania.
Ale Sworski otworzył drzwi od salonu. Dym, kurz, przewrócone meble, otwór w ścianie zewnętrznej — świadczyły niezbicie, że pocisk uderzył w salon.
— Co pan wyrabia?! — nie iść tam! może być zaraz drugi! Sworski drzwi przymknął, ale rzucił się do swojego pokoju, sąsiadującego z salonem, mówiąc do Celestyna:
— Zabiorę choć rękopisy.
Wpadł, chwycił przygotowaną paczkę, wypadł z pokoju i zaczął nakładać futro, gdy nowy piorun, połączony z sypaniem gruzów, uderzył wyraźnie w pokój, który Tadeusz opuścił przed kilku sekundami.
— Schodzić! — na dół! na dół! — Dom jest pod „obstrełem“!
I runęli wszyscy przez drzwi na schody główne przez siedmjopiętrową klatkę, kędy już sj-pały się ciała spazm ujące, sapiące, lub oniemiałe.
Dziewczynka jedna zemdlała na najwyższem piętrze. Chwycił ją Łuba i niósł, jak niańka, ostrożnie schodząc z pięter.
Sworski schodził śpiesznie, ale bacznie. Na szóstem piętrze dwa nowe uderzenia wstrząsnęły gmachem; posypały się na schody szyby oszklonego supraportu. Zatem wyraźnie wzięto na cel ten dom — — jesteśmy pod ogniem baterji. — — Stwierdzał z pewnem zadowoleniem, że nie traci głowy, choć był przed chwilą