Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   317   —

komenderujący zachodnim frontem — taki to parszywy front, jak jego komendant! — dał rozkaz: zatrzymać pociągi za wszelką cenę! — Tak i zrobili: wykoleili dwa pociągi w biegu do Mińska. Kiedy wagony waliły się z nasypu, bolszewicy z zasadzki prali do pociągów z kulomiotów! — Tam i poległ pułkownik Maciejewski. — — Ot, żeby my tam byli blisko!
— Niesłychane! — zawołał Bronek — to już nie zatargi, to wojna ze zdradziecką dziczą!
— Podobno generał ma wypowiedzieć wojnę tym draniom?
— Może będzie zmuszony — ale to rzeczy nie zmienia, bo wojna już jest i to wcale niepotrzebna.
Woronicz niedobrze zrozumiał:
— Chciałbyś bić się z Niemcami?
— Chciałbym nareszcie bić się wyraźnie o Polskę! — zawołał Bronek porywczo.
— Toż mówiłeś zawsze: formujemy się dla przyszłej Polski — —?
— Tak — i hartujemy się nawet w walkach dzisiejszych. Ale czy my stąd wydostaniemy się, Zych? — Otacza nas całe morze wrogów — bo przecie nadciągają i Niemcy! Wojny na dwa fronty nie wytrzymamy.
— W złym ty dzisiaj humorze, Bronek.
— Tobie tylko mówię, Zych. Nie śmiałbym! tak się odzywać w większem gronie ludzi. Tem bardziej nie śmiałbym dawać rad naszemu generałowi.
— No, ale mnie powiedzieć możesz, skoro już my z sobą po bratersku — co doradziłbyś generałowi?