Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   316   —

do hucznej zabawy. W ojna z bolszewikami, jeszcze nawet niewypowiedziana, składała sięz luźnych awantur, powodowanych zawsze przez bolszewików, którzy zaczynali instynktowo nienawidzieć formacje polskie karne, zachowawcze, jaskrawo przeczące nowym ideałom rewolucji rosyjskiej. Żydzi, których nie brakło nawet w komendzie band bolszewickich, podszczuwali je też zajadle na Polaków. Dochodziły raz po raz do Bobrujska wieści o zatargach zbrojnych, które niezawsze kończyły się tak świetnie i bezkrwawo, jak oczyszczenie traktu z Dukory do Bobrujska, dokonane przez rotmistrza Linowskiego. Tu i ówdzie udało się bolszewikom rozbroić drobne oddziały polskie, zdążające do miasta. Nadeszły i wiadomości o poważniejszych katastrofach.
Linowski trzymał się znowu z Woroniczem i mieszkał z nim razem. Choć bardzo różni co do usposobień i co do kultury umysłowej, lgnęli do siebie ci dwaj urodzeni Polacy i urodzeni żołnierze.
Pewnego dnia wpadł do wspólnej kwatery Woronicz wzburzony:
— Słyszałeś, Bronek, o pułkowniku Maciejewskim?
— Nie słyszałem.
— Znałeś go? Dowodził 5-ym pułkiem piechoty. Sławny oficer!
— No, i cóż się z nim stało?
— Prowadził pułk koleją do Mińska. Dwa razy w drodze otoczyły go bolszewiki z propozycją rozbrojenia. Nasobaczył im, porwał lokomotywy, których nie dawali, obsadził swoimi i jechał. Tak jemu udało się w Połocku i w Mołodecznie. — Aż Żyd Miasnikow,