Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   290   —

— W takim razie godzimy się zupełnie.
— I możemy się zgodzić na zawsze? — wyciągnęła dziewczyna pragnącą rękę do ukochanego.
— Możemy się zgodzić na zawsze — powtórzył Linowski poważnie i ucałował wyciągniętą rękę.
— Zatem to nasze...? — niedomówiła Hanka z wielkiego wzruszenia.
— Nie nazywajmy naszej rozmowy — nie rozgłaszajmy jej. — Wiemy dla siebie, cośmy rzekli, i wiemy, że mówiliśmy oboje uczciwie i serdecznie. — Ale zaręczyny żołnierza podczas wojny są zawsze bardzo warunkowe.
— Co ty mówisz, Bronku?!
— Mówię wszystko, co myślę, Hanuś. A spodziewam się po tobie, że możesz wszystko wysłuchać, jako... narzeczona polskiego żołnierza.
— Mogę! — odrzekła panna Łabuńska, ciskając jasne skry przez łzawe jednak oczy — — jestem strasznie szczęśliwa — i dumna.
Linowski odpowiedział już tylko pełnem ognia i wdzięczności spojrzeniem.
Trzeba było się uspokoić. Goście z salonu ruszali się ku wyjściu. Młoda para musiała też się pożegnać, tymczasem do jutra. Kończyli rozmowę pośpiesznie i wesoło:
— Ale pierścionek bierzesz? nosić będziesz?
— Tylko na palcu nie zmieszczę. Schowam go dobrze przy sobie.
Rozpiął parę guzików munduru i ukrył starannie dar Hanki na swej rycerskiej piersi.