Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   289   —

— Cóż ja z nim zrobię, moja Hanko!
Hankę aż zamroczył ten wyraz „moja“. Ale zdawała sobie sprawę, że znaczy on raczej lekceważenie jej uczuć, niż wzajemność. Odważyła się jednak jeszcze na to:
— Gdybyś był dobry, nosiłbyś ten pierścionek jako fetisz... jako talizman... do końca wojny.
— To wcale inny projekt — odrzekł Bronek i zapadł w milczenie.
Hanka czekała z bijącem sercem, jak na wyrok; Linowski zaś namyślał się, ściągając swe brwi charakterystyczne, poczem głowę wzniósł ostro i rzekł po żołniersku:
— Dobrze, wezmę twój pierścionek, Hanko, i nosić będę przy sobie, na szczęście. Jestem ci bardzo wdzięczny za twe dobre uczucie. Ale bądźmy z sobą zupełnie szczerzy. Chcesz dać pierścionek nie na wojsko, lecz mnie go dajesz. To między dwojgiem ludzi młodych jest powszechnie znanym symbolem. Znaczenie tego symbolu wysoko cenię i przyjmuję od ciebie, Hanko — ale z jednem zastrzeżeniem.
Hanka czerwieniła się i bladła; ręka jej, wyciągnięta już do Bronka, drgnęła i zawisła w powietizu. Rzekła nareszcie mocno:
— Godzę się na wszystko, co każesz.
— Widzę, że mnie rozumiesz, Hanusiu. Poświęciłem się przedewszystkiem służbie dla wywalczenia Polski. — Nasze... projekty nie będą mogły tej służbie przeszkadzać.
— I ja tak czuję, Bronku; nie marzyłam nawet inaczej.