Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   278   —

o planie kwaterunkowym nowych formacyj, abym panu mógł to obiecywać.
— A ja właśnie o tem chcę się dowiedzieć. Chciałbym nawet moje pomysły zakomunikować dowództwu. Ja już dawno myślałem o tem.
— Postaram się otrzymać dla pana dokładne powiadomienia. Ale tymczasem pragnąłbym wiedzieć, jak pan pojmuje te nowe formacje: czy jako rodzaj straży bezpieczeństwa, czy jako regularne wojsko?
— Jako wojsko, panie! Toż mówiłem, że pragnę wojska polskiego na wszelki wypadek; ale wojsko może tymczasem przysłużyć się kapitalnie bardzo pilnej sprawie miejscowej.
— Jeżeli jednak to wojsko nie zechce pełnić służby po dworach? — rzucił Sworski.
— Jakto: nie zechce?! Porządne wojsko nie rezonuje, słucha tylko rozkazów dowódców.
— Właśnie oficerowie mogą brać się do takiej służby niechętnie, a w każdym razie bez zapału. A do tworzenia armji potrzeba, oprócz pieniędzy, celu ideowego, patrjotycznego, do którego Polaka łatwo zapalić i ten jego zapał spożytkować. I wogóle stróżowanie po dworach nie jest zadaniem dla żołnierza, zwłaszcza nowej formacji.
— Ach, stróżowanie! Nie używalibyśmy ich przecie do żadnych niskich posług, tylko do obrony w razie napadu. Sama ich obecność po dworach rzuciłaby postrach na zbójów. Mogą przytem ćwiczyć się, strzelać, manewrować na naszych ugorach.
— Wszystko to muszą rozstrzygnąć organizatorowie wojskowi. Ja się podjąłem tylko roli kwestarza.