Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   279   —

Więc chciałbym wyrozumieć, czy szanowny pan ma zamiar poprzeć ofiarą pieniężną organizację polskiego wojska na Ukrainie?
— Gotów jestem, ale jeżeli będę miał pewność, że to wojsko nie będzie robione jedynie, że tak powiem... na eksport, na jakąś przyszłość nieokreśloną i daleką, lecz przyjmie zaraz czynny udział w obronie naszej ziemi tutaj.
— Niedobrze rozumiem, co pan nazywa przyszłością nieokreśloną? — zagadnął Sworski.
— No... przyszłość Polski, taką, lub owaką. Pragnąć możemy Polski najświetniejszej, ale dla nas, tutaj osiadłych, jest to pragnienie abstrakcyjne. Nasza prowincja w żadnym razie nie będzie należała do Polski. Rozumie więc pan, że planując przyszłość, myślimy najprzód o tej cząstce Polski, która zawiera się w polskich majątkach na Rusi.
— Rozumiem — odrzekł Sworski — i wcale mnie to nie gorszy. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że pomoc do tworzenia armji nie wchodzi w kolizję z obroną waszej własności tutaj, — że obie te akcje nie przeciwstawiają się jedna drugiej. Owszem, gdy Polska będzie silniejsza, obronniejsza, wasze prawa będą miały lepsze oparcie w przyszłości.
— Daleka droga, panie Sworski. Zanim Polska urośnie i wzmocni się, z naszych domów mogą być gruzy, z pól obce pastwiska, a i nas samych może nie być między żywymi. Dlatego twierdzę, że najpierw trzeba ratować nasze majątki, zwłaszcza jeżeli mamy dać na to pieniądze.