Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   277   —

— Zaraz, panie. J a wiem, do czego prowadzę. Ta właśnie polska placówka jest dzisiaj najbardziej zagrożona. Tę najpierw trzeba ratować! I dlatego mówiłem o kolejności zadań, poczynając od najpilniejszych. Wojsko polskie powinno ochronić najprzód naszą własność w tym kraju.
Uderzyła Sworskiego nieprzyjemnie zgodność zdań Łabuńskiego i pani Hornostajowej. Widać, że już klasa obszarników zajęła wspólne stanowisko w kwestji wojska. Jednak ten ziemianin mówił o sprawie sympatyczniej, choć dochodził do podobnego wniosku. Po chwili namysłu odezwał się Sworski:
— Nikomu z nas nie może być obojętne spustoszenie i grabież polskiej własności ziemskiej. Jest to nieszczęście, któremu trzeba zapobiec, jeżeli się uda. Ale tu chciałbym zastosować właśnie pańską zasadę kolejności. Najprzód trzeba utworzyć polską siłę zbrojną, a następnie ta siła może samą swą powagą ukrócić dzikie napaści na posiadłości panów. A wojsko nie tworzy się przecie zapomocą prostego skupienia żołnierzy; potrzeba miesięcy nauki, ćwiczeń.
— Można formować jednostki bojowe polskie po różnych miejscach, gdzie są majątki polskie. Gdyby u mnie naprzykład, w mojem miasteczku formował się pułk... no, szwadron — dałbym nietylko pieniądze, ale ile będzie można furażu, stołowałbym oficerów... — prawił Łabuński, któremu zapał do tego zastosowania wojska narajał pomysły. Ale Sworski nie zapalał się do tych pomysłów.
— Nie jestem dostatecznie powiadomiony — rzekł