Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   251   —

— Nie sądzę. Zetknęliśmy się wprawdzie bliżej tylko w atmosferze wojennej: przy mobilizacji i na tem pobojowisku. Ale widziałem go i w towarzystwie kobiet — nie zauważyłem, aby się wdzięczył do nich.
— Zato wszystkie są w nim mocno zadurzone. Znam takie trzy... cztery.
Tego już Sworski nie pragnął zbadać szczegółowo; przeszedł do zreasumowania rozmowy:
— Mniej więcej już rozumiem, jak się rzecz ma. Teraz pani chciałaby mieć o Linowskim świeże powiadomienia? — może dostać list od niego? może go zobaczyć?
W miarę jak mówił, Hanka okazała wyraziście trzy stopnie rosnącego zapału:
— Tak — tak! — tak!! — panie Sworski. Ale ja sama nie potrafię.
— Czyli, że pani woła mnie na pomoc?
— Ach: wołam! — proszę, bardzo nieśmiało proszę.
— Spróbujemy z Celestynem Łubą. Łatwiej nam będzie, niż pani, dostać ścisłe o nim informacje i wymienić parę listów. Chociaż przy rosnącym ciągle rozstroju dróg żelaznych i poczty?... W każdym razie spróbujemy.
Powstał i podał rękę Hance:
— A teraz, ponieważ mama nie nadchodzi, wypada już odejść.
Panna Łabuńska nie protestowała, choć radaby bardzo przedłużyć zajmującą rozmowę. Ale mimowolnie poddawała się komendzie Sworskiego. On musi wiedzieć, co trzeba. Rzekła więc tylko: