Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   237   —

— Uprzedził mnie hrabia, że pan jest znawcą, więc pozwolę sobie tylko pilnować, abyśmy nie pominęli jakiego klejnotu, albo curiosum.
Mówił doskonale po francusku. Sworski odpowiedział też gładko w tym samym języku:
— Jestem tylko miłośnikiem malarstwa i widziałem dużo galeryj europejskich. Lepiej będzie, jeżeli hrabia zechce ciceronować po swojemu.
— Więc w tym salonie — zaczął Gołowin — wszystkie płótna są dużej wartości. To miejscowa „tribuna“.
— Jak w Uffizi — rzekł Sworski.
— Jak w Uffizi — rzucił ku niemu Gołowin spojrzenie porozumiewawcze. Te naprzykład dwa portrety familijne są pierwszej klasy dziełami Lampiego — pierwszego Lampiego, Gianbattista.
Obejrzano z uznaniem.
— Tutaj śliczne panneaux decoratifs z amorkami, nie śmiem powiedzieć, że Boucher’a, ale bardzo do niego podobne. — — Tu podpisany Lancret. — Tutaj wasi: Wyczółkowski i Chełmoński.
— Jeszcze jedno „łapanie raków” i wykończony szkic do większego obrazu „Bociany” — dodał Hornostaj.
Sworski poznał już przedtem, zdaleka i ucieszył się, że „nasi“ dostąpili przecie wyróżnienia w „tribunie”.
— A teraz perła pierwszej wody: ten portrecik kobiecy przez Jana Cl ouet’a, oczywiście nie podpisany, ale mojem zdaniem niewątpliwy. Co za przezroczystość kolorytu.